wtorek, 22 kwietnia 2014

13.

                - Co ty tu robisz? – zdziwił ją jego widok.
                - Od męża uciekasz, żeby obściskiwać się z kochankiem w pracy. Porozmawiać chciałaś.
- Zabiję cię chamie – poderwał się na równe nogi rozgrywający. Złapał blondyna za koszulę i  wymierzył pięść w stronę jego twarzy by po chwili z siłą w nią uderzyć.
                - Łukasz nie! – krzyknęła kobieta chcąc zatrzymać ukochanego ale nie zdążyła. Jego pięść uderzyła w nos Tomka gdzie pojawiły się krople krwi.
                - Pożałujesz tego! – wycelował cios z siatkarza ale między nimi zdążyła znaleźć się Aneta.
                - Uspokójcie się! – rozdzieliła ich – Wytrzyj to – podała mężowi chusteczkę. – Mieliśmy porozmawiać.
                - Nie w jego towarzystwie.
                - Nie zostawię Cię z nim samej.
                - Łukasz, proszę, nie utrudniaj tego. Zaczekaj na zewnątrz, dobrze? – kiwną głową i zostawił ich samych – Idź to umyć – wskazała jego twarz i zajęła miejsce za biurkiem. Chwilę później mężczyzna siedział po drugiej stronie. 
                - Przepraszam za wczoraj, naprawdę nie chciałem tego zrobić, to był impuls…
                - Ale to zrobiłeś.
                - Nie myśl, że teraz dam ci rozwód.
                - Z pewnością dostanę rozwód. Nasze małżeństwo jest tylko formalnością od lat, nie pamiętam kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy o czymś innym niż twoje wyjazdy i praca – zawiesiła się – wczoraj podniosłeś na mnie rękę, a tego nigdy ci nie wybaczę.
                Zaśmiał się.
                - Może mi powiesz, że zabierzesz dziecko i stworzycie z nim szczęśliwą rodzinkę.
                - Nic ci do tego!
                - Klaudia nie będzie chciała zostać z matką która ukrywała przed nią prawdziwego ojca przez piętnaście lat!
                - Przypomnę ci, że to ty mnie do tego namówiłeś i siedzisz w tym tak samo jak ta! Gdybyś się wtedy nie pojawił nie udawała bym przez lata idealniej rodzinki przed ludźmi. Szczerze mówiąc to dzieckiem się mało interesowałeś, nawet nie wiesz w jakim klubie gra, ani jakie sukcesy odnosi! I śmiesz się nazywać ojcem!
                - Cofnij te słowa – uderzył pięścią w blat.
                - Niczego nie cofnę!
                - Pożałujesz tego! Ty i ten twój kochaś też – wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
                Schowała twarz w dłonie i oparła się łokciami i biurko. Chwilę później zjawił się Łukasz, który delikatnie ją przytulił.
                - Będzie dobrze. Damy sobie radę. Obiecuję.

                Kilka dni później Klaudia miała wracać z obozu, oczywiście w ciągu tych kilku dni Nawrockiemu wypadło coś ważnego i musiał wyjechać w interesach do Berlina. Kobieta czekała na powrót córki z obozu wśród reszty rodzin zawodniczek. Towarzyszył jej siatkarz czekający w aucie, a zastając go wraz z matką dziewczynka zdziwiła się.
                - Ojciec miał po mnie przyjechać.
                No i przyjechał , ale jeszcze o tym nie wiesz – pomyślała.
                - Wiem, ale coś mu wypadło i musiał jechać do Berlina.
                - Nic nowego – burknęła pod nosem.
                - Musimy z tobą porozmawiać – szepnęła kobieta kiedy zatrzymali się przed jej domem.
                - Właśnie – dopowiedział Żygadło. Denerwował się jakby miał rozegrać najważniejszy mecz. Przecież tą sytuacje można było porównać do tego. Tylko, że teraz grał o swoje dziecko, ukochaną i wspólne szczęście, a to dla niego ważniejsze niż medale.
                - Dziwnie się pan zachowuje – zaśmiała się. – No, mówcie o co chodzi – z uśmiechem zasiadła na blacie kuchennym i zaczęła pochłaniać czekoladę – dwa tygodnie bez słodyczy to mordęga! Wiecie jak nas tam pilnowali?
                - Znam ten ból – zaśmiał się rozgrywający czym wywołał uśmiech na twarzy dziewczyny. Jego zdenerwowanie trochę opuściło.
                - Może ja zacznę – westchnęła Aneta – Skarbie, bo my – zacięła się na chwilę i złapała dłoń Łukasza.
                - Wy jesteście razem i rozwodzisz się z ojcem – powiedziała wgryzając się w tabliczkę mlecznej czekolady – tak wiem, to gołym okiem widać, ja nie mam nic przeciwko.
                - Co proszę?
                - Mamo, jestem już duża, widzę, że nie jesteś szczęśliwa z ojcem, a kiedy pojawił się Łukasz, przepraszam pan Łukasz stałaś się szczęśliwsza, częściej się uśmiechasz.
                - Czyli akceptujesz to?
                - Chcę żeby moja mama była szczęśliwa.- zeskoczyła – to tyle?
                - Nie koniecznie.
                - Co jeszcze? Dziecka się spodziewacie? – para spojrzała po sobie z przerażonymi minami.
                - Nie – pewnie zaprzeczyła – ale też chodzi o dziecko, o ciebie.
                - Nie chce być z ojcem tylko z tobą.
                - To nie tak.

                - To ja jestem twoim ojcem – powiedział na jednym tchu Żygadło, Klaudia aż wypuściła czekoladę z rąk…

Mój laptop mnie kocha i padł mi podczas pisania a rozdział się nie zapisał. Stąd to opóźnienie.
Zostawiam was z tym powyżej.
Na reakcję Klaudii jeszcze poczekacie. Widzimy się dopiero chyba, raczej w maju. 
a jutro damy radę i Bełchatów ogramy!
a ja tego nie obejrzę.
Ogarnijcie moją walizkę.

środa, 16 kwietnia 2014

12.

                - Muszę się zmierzyć z moim  mężem – spojrzała na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia – o ile go zastanę w domu.
                - Chodź, podwiozę cię – złapał ją za rękę.
                Opuścili lokal, który kobieta zamknęła i udali się do jego auta zaparkowanego nieopodal.  
                - Boję się – powiedziała kiedy zatrzymał się pod jej domem – przecież on był wściekły jak wychodził, przecież on mnie znienawidzi jeszcze bardziej. A jeśli nie będzie chciał dać mi rozwodu? – schowała twarz w dłoniach.
                - Hej – złapał jej twarz – nie musisz rozmawiać z nim dziś, możesz przenocować u mnie, ochłoniesz, on również.
                - Nie, chcę mieć to już za sobą, dam radę – uśmiecha się.
                - Na pewno?
                Kiwa głową. Łapie jego ręce i dokładnie się im przygląda.
                - Odezwę się później – powiedziała i delikatnie go pocałowała.
                - Kocham Cię, pamiętaj.
                - Ja Ciebie też.
                W domu nie zastała męża. W korytarzu stała tylko walizka która świadczyła o tym, że był i nie wyjechał. Jeśli wyszedł nie prędko wróci więc postanowiła wziąć kąpiel po której usiadła w wygodnym fotelu z książką i lampką wina czekając na niego.
                Godziny mijały, a Tomasza nadal nie było. Zaczynała się denerwować, bo nie odbierał telefonu.
                Próbując dodzwonić się do niego kolejny raz tej nocy dobiegł ją hałas spod drzwi. Chwilę później ledwo trzymający się na nogach blondyn wparował do domu z hukiem. 
                - Zostaw mnie – krzyknął kiedy chciała pomóc mu wstać.
                - Tomek, nie wygłupiaj się. Martwiłam się o ciebie.
                - Ja się wygłupiam? – wybuchnął śmiechem – Martwiłaś się? Zabawne. Jakoś nie martwiłaś się o mnie kiedy szłaś do łóżka z tym siatkarzyną, a teraz wielce udajesz zmartwioną żonę. Jesteś strasznie zabawna, kochanie – podszedł do niej, a jedyne co od niego czuła to alkohol – teraz możesz się pieprzyć, ale rozwodu i tak nie dostaniesz. Jesteś moja i nic tego nie zmieni, rozumiesz? MOJA.
                Odsunęła się od niego.
                - Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz – złożyła ręce na piersiach i spojrzała na niego z pogardą – Idź się położyć.
                - Nie będziesz mówiła mi co mam robić – zbliżył się do  niej i złapał za oba nadgarstki.
                - Zostaw mnie – wyszarpnęła się z jego uścisku, jego dłoń powędrowała do góry i z prędkością większa od światła odbiła się od jej policzka, który od razu zaczął piec
                - Jak mogłeś? – krzyknęła rozmasowując bolące miejsce, w jej oczach pojawiały się łzy,
                - Aneta, przepraszam, nie chciałem, nie wiem co we mnie wstąpiło – oprzytomniał szybko.
                - Zostaw mnie, odejdź, nie chcę Cię widzieć – obróciła się i odeszła.
                Spodziewała się po nim wszystkiego, ale nie tego że  będzie zdolny do tego by ją uderzyć. W tym momencie zaczęła się bać człowieka z którym spędziła piętnaście lat swojego życia.
                Prawie nie zmrużyła oczu. Przez resztę nocy myślała o tym jak bardzo zmieniło się jej życie w przeciągu ostatnich, niespełna dwóch miesięcy i jak będą wyglądać kolejne. Dobrze wiedziała, że to nie koniec problemów jakie ją czekają, wiedziała, że jeszcze wiele przed nią.
                Nad ranem, gdy Tomek jeszcze spał, doprowadziła się do porządku po nieprzespanej nocy udała do pracy. W kawiarni była sama więc wróciła do nieskończonej pracy z dnia poprzedniego. Uporządkowała wszystkie dokumenty i dopiero zjawiali się pierwsi cukiernicy.
                - Aneta, co ty tu robisz tak wcześnie? – zdziwił się jeden z nich widząc ją pogrążoną w myślach mad kubkiem kawy.
                - Hm? – spogląda na niego jakby została wybudzana z transu.
                - Pytałem, co tu robisz tak wcześnie?
                - Miałam trochę papierkowej roboty do dokończenia i nie mogłam spać – wysłała mu pusty uśmiech.
                - Wiesz, nie chcę być nie miły czy coś takiego ale wyglądasz jak siedem nieszczęść, może powinnaś wrócić do domu, przecież poradzimy sobie bez ciebie.
                - Doceniam, że się o mnie martwisz, ale wszystko jest dobrze i zostanę was trochę pomęczyć.
                - Jak chcesz, zabieram się do pracy.
                Wzięła łyk kawy i od razu się skrzywiła. Napój już wystygł i nie nadawał się do picia. Postanowiła zrobić świeżą.
                Siadając z kubkiem pełnym gorącej kawy zasiadła do biurka i przypomniała sobie, że miała zadzwonić do Łukasza, a przez to co się wczoraj stało zupełnie wyleciało jej to z głowy. Wyjęła telefon z torby, okazało się, że rozgrywający dzwonił do niej od wczoraj dziewięć razy i wysłał kilka SMS’ów. Denerwował się.
                Od razu oddzwoniła.
                - Nareszcie, martwiłem się – usłyszała w słuchawce jego głos pełen ulgi.
                - Przepraszam, zupełnie zapomniałam.
                - Rozmawiałaś z nim?
                - Nie, nie miałam na to szansy – zatrzymała się – nie chce rozmawiać o tym przez telefon.
                - Jesteś w domu?
                - Nie, w pracy.
                - Niedługo będę i zabieram cię stamtąd.
                - Nie, Łukasz nie mogę…- rozłączył się.
                Zrezygnowana i kompletnie pozbawiona sił usiadła na krześle nad nową fakturą jaką dostarczył jej Marcin.  Kolejne cyferki które dzisiejszego dnie roiły jej się. Bezsenna noc dała się we znaki.
                - Można? – zza drzwi wychylił się Żygadło.
                Kiwnęła głową.
                - Wyglądasz fatalnie. Chodź tu do mnie – złapał ją za ręce i posadził na swoich kolanach mocno przytulając – Co poszło wczoraj nie tak?
                - Wszystko było by dobrze gdyby nie to, że wrócił do domu około drugiej pijany i nie dało się z nim w ogóle porozmawiać, cały czas krzyczał i… - po jej twarzy spłynęły pojedyncze łzy – i jak mu się sprzeciwiłam uderzył mnie – zesztywniał.
                - Co takiego? – prawie wykrzyknął – Uderzył cię? Zaraz zabiję skurwiela – wszystko się w nim zagotowało.
                - Nie, proszę nie utrudniaj tego, bo wiesz, że jeśli mu coś zrobisz o to wykorzysta – wtuliła się niego – Proszę.                
                - Mocno? – pokręciła głową – Gdzie? – wskazała polik na który dziś pod warstwą fluidu i pudru krył się siniec po wczorajszym uderzeniu. Delikatnie przejechał dłonią w jeszcze obolałym miejscu – Nie dam cię skrzywdzić, nigdy więcej nie podniesie na ciebie ręki. Nikt.

Mimo ostatnich wydarzeń z jej życia to właśnie w ramionach Łukasza, kiedy wsłuchiwała się w równomierne bicie jego serca czuła się bezpiecznie, czułą ukojenie, na te chwile odchodziły zmartwienia, opuszczały ją na te krótkie momenty. Cisza nie była ciążąca, a dawała spokój, spokój do czasu kiedy w drzwiach pojawił się Tomek, a w Łukaszu narodziła się chęć policzenia się z nim za to co wczoraj zrobił Anecie.

Szło mi chujowo więc efekt jest jaki?
Taki sam. 
Następny albo we wtorek, albo dopiero w maju. Już nie w co niedziele.
Tomcio okazał się skurw...
Do świąt już się nie 'zobaczymy' tutaj (w piątek BONUS u Krzysia) chcę wam życzyć zdrowych, spokojnych i wesołych świąt :*
Za błędy przepraszam, sprawdzę jutro. 

wtorek, 8 kwietnia 2014

11

                Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, gdzie pójść, co zrobić z wiedzą, jaką przed chwilą nabył. Nie mógł pojąć jak Aneta mogła żyć tak przez tyle lat. Z jednej strony był na nią przeraźliwie wściekły, a z drugiej próbował ją zrozumieć, pojąć, dlaczego posunęła się do tego.
                Siedział w parku na ławce chowając twarz w dłoniach i jeszcze raz analizował przebieg tej rozmowy
 „byłam przerażona w ogóle nie wiedziałam, co robić”
„rozpętało się piekło”
„ja i „bachor” zniszczymy ci życie, karierę”
, „jeśli cię nie zostawię to będę musiała pozbyć się dziecka.”
                Otworzyła przed nim cała siebie, szczerze wyjaśniła mu wszystko, co trzymało się go przez piętnaście lat, była z nim w pełni szczera, a on zdał sobie sprawę, że zachował się jak dupek i wyszedł. Przecież to, co wtedy zrobiło nie było jej decyzją, działała pod presja kierując się dobrem poczętego dziecka. Zareagował zbyt impulsywnie. Po prostu wyszedł. Zachował się niedojrzale.
                Reakcja Łukasza ją zaskoczyła. Myślała, że jest dorosłym rozsądnym mężczyzną i jakoś zareaguje, porozmawia z nią, a nie wyjdzie. Chociaż, czego mogła się spodziewać po wyjawieniu sekretu sprzed piętnastu lat? Nie każdego dnia człowiek dowiaduje się, że od kilkunastu lat ma dziecko, o którego istnieniu nie wie przez swoich najbliższych.
                Wróciła do pracy papierkowej. Chociaż w ogóle nie mogła się skupić starała się dobrze wypisać wszystkie zamówienia i nie popełniać żadnych błędów jednak myślami wciąż było gdzieś indziej. Zastanawiała się jak będzie wyglądać teraz jej relacja z Łukaszem, czy powinna do niego zadzwonić, jak powiedzieć o tym wszystkim córce i jaka będzie jej reakcja. Co do jednego była pewna, wiedziała, że w tym momencie jej małżeństwo się skończyło, że już najwyższy czas by przestać udawać, by w końcu, od piętnastu lat, pomyślała o sobie, o swoim szczęściu, którego nie ma w jej związku z Tomaszem.
- Aneta, nie przesadzasz? Idź już do domu. – Zawołał Ksawery gotowy do zamknięcia lokalu.
- Już, już musze to dokończyć i wychodzę – posłała mu wymuszony uśmiech – ja wszystko pozamykam, a ty już idź.
- Tylko, żeby się nie okazało, że zaśniesz w tej stercie świstków - zaśmiał się – Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia – wróciła od razu do pracy. Chwilę później usłyszała jak ktoś wchodzi i rozmawia z Ksawerym. Wyszła sprawdzić, kto zdecydował się odwiedzić to miejsce już po zamknięciu.
- Spróbuj odciągnąć ją od pracy, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie tu nocować – zaśmiał się Ksawery i wyszedł.
                Nie spodziewała się, że tym gościem będzie Łukasz. Stanęła naprzeciwko niego i skrzyżowała ręce na piersiach czekając na jakiś ruch.
- przepraszam – to słowo, jako pierwsze padło z ust rozgrywającego – zachowałem się niedojrzale, ale musisz zrozumieć, że to dla mnie szok. Wiesz dziś rano jeszcze nie miałem dzieci nawet w planach a teraz okazuje się, że mam czternastoletnią córkę, o której nie wiem dzięki mojej rodzinie, to, to nie jest normalne, to dla mnie szok i tak naprawdę nie wiem, co robić, co będzie lepsze dla niej, dla nas – zrobił kilka kroków w jej stronę, powoli – Zależy mi na Tobie i chciałbym wiązać z Tobą przyszłość, ale czy jestem gotowy stać się ojcem dla Klaudii?
- Ona powinna wiedzieć…
- Powinna, ale co jeśli mnie znienawidzi? Polubiłem ją, bardzo! Ale boje się, że, że kiedy dowie się prawdy zupełnie zmieni do mnie stosunek…
- Ja też się boję, ale na jej miejscu chciałabym wiedzieć prawdę. Nawet żyjąc tyle czasu w kłamstwie, a jedyną osobą, którą może znienawidzić jestem ja. Ty nie byłeś niczego świadomy przez te lata, przeze mnie oboje nic nie wiedzieliście, ja wszystko zniszczyłam, bo stchórzyłam – wbiła wzrok w ziemię. Delikatnie złapał ja za brodę i uniósł do góry by spojrzała w jego oczy.
- Oboje jesteśmy winni, nie spróbowałem o ciebie zawalczyć odzyskać cię, po prostu odpuściłem, a ty nie decydowałaś sama.
- Wiem, ale mimo wszystko mogłam to zmienić.
- Powiesz jej prawdę?
- Sądzę, że powinniśmy zrobić to razem – szepnęła.
- Dobrze – zamknął ją w swoich ramionach.
- Jutro składam pozew rozwodowy – przerwała chwilę ciszy, jaka między nimi zapadła – nie chcę już tkwić w tym małżeństwie, kiedy kocham kogoś innego…

Yeahhh Chelsea! <3
Nie odpowiadam za to na górze, głowa mnie boli i jeszcze się nie wyspałam.
Jak wasze wrażenia po ogłoszeniu szerokiej kadry?
Dobranoc.